Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twój dotyk sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh.
Sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz wezwiesz,
Twój pocałunek sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz.
________________________________________________
______________________________
__________
Twój dotyk sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh.
Sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz wezwiesz,
Twój pocałunek sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz.
________________________________________________
______________________________
__________
Harry nie chciał mnie puścić, trzymał mnie w swoich ramionach jakby bał się, że zaraz zniknę. Już my wybaczyłam, gdybym tylko wiedziała że opuściła go rodzina nigdy bym stamtąd nie uciekła. Chłopak ma problem, ale boli mnie najbardziej myśl, że nie chce się do tego przyznać i co najważniejsze; walczyć z nim. To niepokojące ponieważ w końcu nie będzie szansy na ratunek, kiedy ta "choroba" całkowicie go pochłonie, wypełni, chce mu pomóc niestety nie wiem jak i obawiam się, że nie będzie chciał bym nawet wiedziała co dokładnie mu jest, możliwe że uważa iż bym była wystraszona tym co się dzieje w jego głowie. Widok Harry'ego w roli szalonego alkoholika przyprawia mnie o ból serca i głowy, to nie może się stać, ale by tak było on sam musi najpierw przyznać się, że potrzebuje pomocy, że sam sobie z tym nie poradzi. Już sobie nie radzi jak widać.
-Przepraszam Jul...- szepnął w moje włosy, a ja potarłam dłonią o jego plecy. To takie smutne, że tak naprawdę nie ma mnie za co przepraszać, bo to nie była jego wina.
-Nie przepraszaj mnie Harry. Ja już wiem.- powiedziałam łagodnie, myśląc że te słowa wypowiedziane zbyt głośno oraz mocno mogą go skrzywdzić. Chłopak w końcu zabrał ręce i się odsunął, patrząc na mnie.
-Wiesz?
-O twojej rodzinie. Że....- widząc minę chłopaka nie byłam pewna czy powinnam mówić więcej, bo najwidoczniej chłopaki nie obwieścili mu, że mnie wtajemniczyli bez pozwolenia w jego życie prywatne.
-Że...?
-Z-zostawili cie.- starałam się patrzeć w jego oczy, ale ich intensywność była zbyt mocna, więc zrezygnowałam i spuściłam głowę w dół. On wziął mój podbródek w palce i uniósł ją z powrotem ku górze. Nie był zły czego się obawiałam, raczej... zamyślony?
-Ah... Ale jednak, nie znasz całe wersji.- odszedł ode mnie i usiadł na środku ringu, poszłam jego śladami i zrobiłam to samo.- Nikt jej nie zna.
-Dlaczego?
-To... zbyt wstrząsające?- spojrzał na mnie, chciał mi powiedzieć, ale coś go powstrzymywało, jakaś bariera w środku.
-Harry... nie powinnam, ale... powiedz mi.- wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
-To było gdy miałem szesnaście lat, pewnego dnia... moja koleżanka miała chłopaka, kompletnego palanta, był cholernie bogaty ale bawił się nią, zmuszał do rzeczy których nie chciała robić. Nawet ją zgwałcił, ale nic nikomu nie mówiła, sądziła że on ją kocha, a że robi te wszystkie złe rzeczy bo nie umie okazywać uczuć. Heh.. gówno prawda. Kiedy się o tym dowiedziałem, a było to w dniu gdy zobaczyłem rany na jej ciele, nie mogłem powstrzymać narastającej wściekłości.- tutaj urwał i spojrzał na swoje dłonie, które zamykał w pięści i otwierał jakby przypominając sobie tamten dzień i emocje.- Była moją przyjaciółką, prosiła bym nie robił nic głupiego, ale nie mogłem tak tego zostawić i pozwalać by ten skurwiel dalej ją wykorzystywał. Było to wieczorem, pamiętam dokładnie ten dzień, takich chwil się nie zapomina.- obrócił głowę w moją stronę, mówiąc że to prawda.- Alan wracał do domu po treningu, zaczaiłam się w krzakach, kiedy przechodził wyskoczyłem i darłem się na niego, mówiłem, że jest chujem, że wykorzystuje Charlie, a on tylko się śmiał, a kiedy nazwał ją "dziewczynką do wyruchanka" wkurzyłem się i... zacząłem go bić, to nie były popychanki.- jego oczy pociemniały na to wspomnienie.- zostawiłem go zakrwawionego obok chodnika, nie wiedziałem co się działo, nic nie pamiętam, zostałem... to był szał, byłem wściekły. Wtedy to było kompletne i pierwsze takie moje stracenie kontroli, a kiedy dowiedziała się o tym rodzina, darli się na mnie, byłem dla wszystkich potworem. Policja mnie szukała... Pewnego dnia obudziłem się i słyszałem rozmowy, oni mnie nienawidzili Julie, bali się mnie, moja siostra się mnie bała. Uciekłem tego samego dnia. Dalej już znasz.
-Naprawdę nie szukali cię?- zapytałam.
-A czy ty byś chciała mieć pod dachem syna, brata który prawie zamordował człowieka i miewa ataki złości?- nie odpowiedziałam.
-Harry, ty masz... problemy?- nie powinnam o to pytać, to było bardzo złe, ale już nie mogłam cofnąć czasu, on tylko patrzył przed siebie.
-Wiem... Zrozumiałem to w chwili kiedy zamknęłaś drzwi i mnie zostawiłaś, wtedy to do mnie dotarło. Wiem, że chłopaki się o mnie martwią, ale nie potrzebuje specjalnej pomocy. Boks, to jest mój lekarz.
Nie wiedziałam co powiedzieć, bałam się jego reakcji, ale jak pomóc komuś takiemu jak Harry?
-Przepraszam, że to powiem, ale Harry... To nie jest normalne, a jak stracisz kontrolę i zrobisz komuś krzywdę?- spojrzał na mnie, całkowicie pochłaniając każdy centymetr mojej twarzy, czułam lęk, ale nie był on wielkości takiej bym chciała się obrócić czy uciec. Chwycił mocno dłońmi moje policzki, zabolało, ale starłam się tego nie pokazywać. Patrzyłam tylko w jego oczy, które stopniowo wracały do swojego wcześniejszego stanu.
-Posłuchaj mnie. Możliwe, że stracę kontrolę, ale możesz być pewna, że nigdy nie zrobię ci krzywdy.- wszystko co mówił było szczere, widziałam to w jego oczach, zaciskaniu szczęki. On chciał by tak było, ale jednak nie wiedział czy mu się uda. Ale ja wierzyłam, wierzyłam że nie oszaleje, pomogę mu nie wiem jeszcze jak, ale postaram się ze wszystkich sił.- Rozumiesz?!- tym razem krzyknął, a ja potrząsnęłam energicznie głową.- Rozumiesz?
-Tak.
Jego duże dłonie opuściły moją twarz i słabo się uśmiechnął. Chciało mi się płakać, ale nie pokazywałam tego, delikatnie położyłam dłoń na jego ręce i wplotłam swoje palce pomiędzy jego. Oczy mu się zaszkliły ale nie pozwolił pokazać chociażby jednej łzy, chciałam żeby płakał, żeby wylał wszystkie swoje emocje, nie wiedziałam jednak czy kiedykolwiek uda mi się zobaczyć go w stanie płaczu, to by było takie niepodobne do niego, ta reakcja by łzy napływały do jego oczu, ale przecież każdy płacze. Harry może już nie miał czym? Może zbyt mocno i często płakał w kątach różnych pokoi w swoim życiu po opuszczeniu domu, przecież to było jeszcze dziecko, jakby nie patrząc, nie mógł być twardy w takich momentach, to by było nienaturalne. Na sto procent płakał, ale chyba się na to uodpornił by trzymać swój wizerunek, to było takie przykre.
-Jest już późno, nie wracasz do domu?- odezwał się, ale ciągle wzrok miał wlepiony w nasze dłonie.
-Powinnam.- przyznałam.
-Masz samochód?
-Tak.
-Odwiozę cię.- wstał i nasze dłonie się rozłączyły.
Kiedy wrócił z szatni z torbą na ramieniu, wziął mnie za rękę i oboje ruszyliśmy w stronę samochodu. Harry usiadł na miejscu kierowcy, gdy zapytałam czy jest na siłach, rzucił mi gniewne spojrzeniem po którym nie odezwałam się całą drogę do domu.
-Naprawdę nie szukali cię?- zapytałam.
-A czy ty byś chciała mieć pod dachem syna, brata który prawie zamordował człowieka i miewa ataki złości?- nie odpowiedziałam.
-Harry, ty masz... problemy?- nie powinnam o to pytać, to było bardzo złe, ale już nie mogłam cofnąć czasu, on tylko patrzył przed siebie.
-Wiem... Zrozumiałem to w chwili kiedy zamknęłaś drzwi i mnie zostawiłaś, wtedy to do mnie dotarło. Wiem, że chłopaki się o mnie martwią, ale nie potrzebuje specjalnej pomocy. Boks, to jest mój lekarz.
Nie wiedziałam co powiedzieć, bałam się jego reakcji, ale jak pomóc komuś takiemu jak Harry?
-Przepraszam, że to powiem, ale Harry... To nie jest normalne, a jak stracisz kontrolę i zrobisz komuś krzywdę?- spojrzał na mnie, całkowicie pochłaniając każdy centymetr mojej twarzy, czułam lęk, ale nie był on wielkości takiej bym chciała się obrócić czy uciec. Chwycił mocno dłońmi moje policzki, zabolało, ale starłam się tego nie pokazywać. Patrzyłam tylko w jego oczy, które stopniowo wracały do swojego wcześniejszego stanu.
-Posłuchaj mnie. Możliwe, że stracę kontrolę, ale możesz być pewna, że nigdy nie zrobię ci krzywdy.- wszystko co mówił było szczere, widziałam to w jego oczach, zaciskaniu szczęki. On chciał by tak było, ale jednak nie wiedział czy mu się uda. Ale ja wierzyłam, wierzyłam że nie oszaleje, pomogę mu nie wiem jeszcze jak, ale postaram się ze wszystkich sił.- Rozumiesz?!- tym razem krzyknął, a ja potrząsnęłam energicznie głową.- Rozumiesz?
-Tak.
Jego duże dłonie opuściły moją twarz i słabo się uśmiechnął. Chciało mi się płakać, ale nie pokazywałam tego, delikatnie położyłam dłoń na jego ręce i wplotłam swoje palce pomiędzy jego. Oczy mu się zaszkliły ale nie pozwolił pokazać chociażby jednej łzy, chciałam żeby płakał, żeby wylał wszystkie swoje emocje, nie wiedziałam jednak czy kiedykolwiek uda mi się zobaczyć go w stanie płaczu, to by było takie niepodobne do niego, ta reakcja by łzy napływały do jego oczu, ale przecież każdy płacze. Harry może już nie miał czym? Może zbyt mocno i często płakał w kątach różnych pokoi w swoim życiu po opuszczeniu domu, przecież to było jeszcze dziecko, jakby nie patrząc, nie mógł być twardy w takich momentach, to by było nienaturalne. Na sto procent płakał, ale chyba się na to uodpornił by trzymać swój wizerunek, to było takie przykre.
-Jest już późno, nie wracasz do domu?- odezwał się, ale ciągle wzrok miał wlepiony w nasze dłonie.
-Powinnam.- przyznałam.
-Masz samochód?
-Tak.
-Odwiozę cię.- wstał i nasze dłonie się rozłączyły.
Kiedy wrócił z szatni z torbą na ramieniu, wziął mnie za rękę i oboje ruszyliśmy w stronę samochodu. Harry usiadł na miejscu kierowcy, gdy zapytałam czy jest na siłach, rzucił mi gniewne spojrzeniem po którym nie odezwałam się całą drogę do domu.
***
Siedział na łóżku w moim pokoju i patrzył jak krzątam się w poszukiwaniu stroju do snu. Obiecał, że zostanie ze mną dopóki nie zasnę, a ja przystałam na tę propozycję. Rodzice dalej nie zdawali sobie sprawy, że obcy mężczyzna jest u nich w domu i że ich córka jest w bardzo dziwnym związku, ale może to i lepiej, że na razie nie wiedzą? Ta informacja by ich bardzo zaskoczyła i prawdopodobnie nie spotkałabym się więcej z Harry'm, jestem niemal pewna że o nim słyszeli, a zwłaszcza mój tata, który pracuje w policji, a oni na pewno słyszeli o gangu Zayn'a. Nadal nie mogłam się oswoić z myślą, ze ten gang nie jest Harry'ego, on bardziej -dla mnie- wydawał się takim dowódcą, jednak nigdy nie poznałam bliżej Zayn'a, więc nie będę się już wypowiadać na ten temat. W każdym razie, kiedy już znalazłam odpowiedni, wygodny top i spodenki, poszłam do łazienki wziąć ciepły prysznic.
Kiedy byłam już pod prysznicem i myłam płynem ciało, usłyszałam ruch w pokoju, zakręciłam wodę, odwróciłam się szybko i przez przeźroczystą szybę -dziękuje wam rodzice za tą gładką powierzchnie- zauważyłam Harry'ego stojącego w drzwiach z nieodgadnionym wyrazem twarzy, tak bardzo chciałabym wiedzieć co teraz sobie myśli, bo... zaraz... właśnie stałam przed nim nago! Szukałam czegoś by się przykryć, jednak nigdzie nie widziałam mojego ręcznika, wtedy przypomniałam sobie, że zostawiłam go na oparciu krzesła w pokoju. Patrzyłam na Harry'ego w zmieszaniu i płonąc żywym ogniem w okolicach twarzy, a chłopak zza pleców wyciągnął mój biały ręcznik i uśmiechnął się.
-Zapomniałaś.- powiedział i z cwanym oraz bezczelnym uśmiechem podszedł i otworzył bez zażenowania i skrupułów drzwi kabiny podając mi go. Następnie jak gdyby nigdy nic wyszedł. I wtedy nastało to uczucie, dlaczego nic nie skomentował? Może nie podoba mu się moje ciało? Nigdy nie uważałam się za płaską, ale... może on tak uważa? Zniechęciłam go? Oh... chciałam szybko rozwiać te nieprzyjemne myśli, skończyłam się myć, przebrałam i po umyciu dokładnie zębów wyszłam z łazienki.
-Nareszcie.- powiedział i się uśmiechnął. Podszedł bliżej i chwycił mnie za pośladki, westchnęłam cicho, ale on to zauważył i mocniej ścisnął mój tyłek.- Coś się stało?- zapytał i zaczął całować moją szyję.- masz dreszcze.
Wplątałam ręce w jego włosy i przyciągnęłam do pocałunku, oddał go z przyjemnością i przywarł mocniej do mojego ciała. Jego język napierał na moje usta, a ja straciłam kontrolę i nie myśląc o tym, że rodzice są w domu otworzyłam usta, a jego język zaczął lizać moje podniebienie, przejeżdżać po zębach i moim własnym języku. To było takie dobre. Czułam, jak jego erekcja wzrasta.
I nagle wszystkie obawy zniknęły.
_____________________________________
Dwadzieścia jeden! Jak wam się podobał? Kto ma ferie? Ja dopiero od 16 lutego :c
Rozdział napisałam na szybko, ponieważ nie chciałam byście długo czekali, mam nadzieję, ze jednak chociaz trochę wam się podoba haha, licze na komentarze z waszej strony. Buziaki!
Przepraszam za wszelkie błędy
20 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ
20 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ